wtorek, 24 listopada 2009

Wyspa Ko Phi Phi

24.11.2009


Taksowka wodna z czarnym z natury, ale doprawionym sloncem kierowca, dowiozla nas do zatoki, ktora jakby paradokslanie nie pasowala do tego co widzielismy poprzedniego dnia. Czysta woda, plaza w zoltobialym kolorze, w tle las z wystajacymy raz po raz palmami kokosowymi, cisza, spokoj, kilka chatek pokrytych liscmi palmowymi i tylko pare osob lezacych niespiesznie na goracym brzegu. Z jednej strony wytyczal zielony las a z drugiej ciemnoniebieski ocean polaczony w widnokrag z lekkoblekitnym niebem. Kilka lodeczek przy brzegu oznajmialy, ze komunikacja z tym nadbrzezem istnieje i można stad wplynac i wyplynac. Gdyby nie one moglibysmy pomyslec, ze to jakis rezerwat, ze nie wolno tu cumowac i dlatego wlasnie wszystko wyglada tak jak wyglada.




Okazalo sie także, ze rantee beech jest także rewelacyjnym miejscem do ogladania rafy koralowej, ktorej zycie jest tak bogate, ze trudno sie otrzasnac z wrazenia, ze to co widzimy zazwyczaj nad powierchnia wody jest tylko przyslowiowym czubkiem gory lodowej. Formy, jakie przyjmuja tu koralowce sa jakby ucielesnieniem losowych fanaberii kreatywnych budowniczych, których nie ogranicza nic poza powierchnia wody. Wielosc ksztaltow i kolorow zapiera dech w piersiach, choc może efekt ten jest spowodowany faktem, ze nos zatkany jest maska do nurkowania, a usta sa zamkniete, bo na 1 metrze glebokosci nabrala by sie tam woda. Rybka, ktora była pierwowzorem Nemo jest na tyle sympatyczna, ze decydujemy sie wyplynac troche dalej w rafe i widzimy rybki male, duze, owalne, podluzne i bardzo plaskie. Pelnia slonca pomaga widocznosci i postrzeganiu klorow pod woda. Zolc na paskach malutkich rybek, z ciekawoscia zagladajacych do naszych masek, jest tak intensywna, ze az razie w oczy, kolor pomaranczowy na rybce, ktora nawet niezauwazyla naszej obecnosci wydaje sie przypominac dojrzewajace w sloncu mandarynki a zielen, o zabarwieniu seledynowym, w zaleznosci od kata patrzenia, przywodzi na mysl kolorystyke kiczowatych pocztowek z karaibow. Zanecenie kawalkiem bulki obok siebie owocuje atakiem wszelkiego rodzaju tych wod, co powoduje, ze plywa sie wsrod tysiaca rybek jak ogromny wieloryb, ktory otoczny lawica pozywienia nie wie od ktorej sztuki ma rozpoczac sniadanie. Finalnie nie konsumuje zadnej. Atrakcyjnosc rafy to oczywiście zasluga temperatury powietrza i wody. Ciezko ja zmierzyc nie majac odpowiednich przyrzadow, ale cieplo jest bardzo, a nawet bardziej. A slonce nie robi sobie wakacji i pracuje w pocie czola od 8:00 rano do 17:00 oblewajac caly region swoimi cieplymi promieniami jakby było szafa grajaca, do ktorej ktos caly czas wrzuca 10 bathowa monete zamawiajac niezmiennie to samo "Sunshine Reggea".





Czas plynie w tym samym rytmie, czyli troche wolniej niż zwykle, pluca napelniaja sie swiezym, morskim powietrzem, glebokie wdechy powoduja rozprezenie, zapach goaracego piasku, smak kokosa i banana w ustach przenosi nas wirtualnie do raju. A może już tam jestesmy?



Na Rantee Beach nie ma pradu. To znaczy w dzien nie ma pradu, bo wieczorem wlaczaja sie agregaty pradotworcze i szum oceanu delikatnie zaburzany jest warkotem duzego silnika diesla, ktory wpuszcza zycie w krwioobieg kabelkow, jakimi polaczone sa domki zwane tu bungalowami. Delikatne pulsowanie swiatla swiadczy o niestabilnosci systemu, ale po calym dniu na sloncu ilosc swiala w domkach jest potrzebna tylko na tyle, żeby obmyc sie po calym dniu na plazy, poslac lozko i oddac sie nocy w pozycji lezacej.



Nasz domek, na nasze nieszczescie, przez wszystkie noce stal sie mekka malych, myszopodobnych zwierzatek, ktore zaraz po zgaszeniu swiatla pielgrzymkowaly sobie gremialnie do jego wnetrza majac nadzieje, ze znajda cos smacznego, a jeżeli nawet nic sie nie da zlowic, to przynajmniej będą mialy okazje poprzegryzac troche kabelkow, ciuchow czy innych elementow znajdujacych sie w naszych skromnie urzadzonym pokoiku. Pierwsza nasza noc była spedzona pod haslem polowania na komary, ale moskitiera, ktora kiedy ja rozlozylismy przypominla raczej ementaler, po jej zacerowaniu dala nam komfort nie psikania sie repelentami. Nie zwrocilismy uwagi na to, ze cos przegrzebalo nasze rzeczy i wyjelo z kosmetyczki lizaka Chuppa Chupps i wylizalo polowe jego zawartosci. Po odkryciu tego faktu zaczelismy szukac innych sladow pobytu naszych milych gosci i znalezlismy ponadgryzana kosmetyczke oraz przegryziona od wewnatrz kieszen w moim polarze. Czego szukalo to zwierze w mojej bluzie? Nie wiem. Nic tam nie było, a przynajmniej nie pamietam, zebym chowal tam cos do jedzenia. Po tych znaleziskach zdecydowalismy sie nakryc na noc caly stolik z naszymi rzeczami materialem, żeby nie było tak latwo sie do nich dostac oraz zostawic zapalone swiatlo przed drzwiami od domku, żeby gryzonie mialy choc minimalne opory przed pojawieniem sie w chatce, w ktorej teoretycznie ktos jeszczeni nie zasnal. Ranek miał zweryfikowac nasze poglady na wstydliwosc myszowatych.



Okazalo sie, ze zamiast a poranku weryfikacji dokonala sama noc. Już po zgaszeniu swiatla uslyszelismy tupot malych nozek i w swietle latarki ujrzelismy przesympatyczne zwierzaki o wielkosci szczura, bialych brzuszkach i kremowo-brazowych futerkach. Nie baly sie swiatla ani klaskania w rece i spokojnie urzadzaly sobie gokarty na zerdzi naszego dachu biegajac z prawej na lewa, piszczac co jakis czas. Zaczalem sie zastanawiac, czy to nie jest przypadkiem tak, ze to my jestesmy intruzami, weszli do domku, polozyli sie w lozku i swiecimy po oczach tym, którzy byli tu od zawsze i co noc biegaja po dachu piszczac i wydajac swoje ulubione dzwieki.

Może to one teraz mysla sobie

- Znowu jakies bialasy leza na naszym najfajniejszym odcinku specjalnym, znow ktores z nich powiesilo jakas torebke na moim ulubionym haczyku przy scianie i znow zamkneli basen taka wielka biala klapa w ksztalcie owalnym

- Masz racje. A poniewaz nie możemy robic tego, co myszki lubia robic najbardziej, dobierzemy im sie do rzeczy i poprzegryzamy sluchawki do Mp3, co?

- Fantastyczny pomysl Albercie, chcialbys dokonac dziela zniszczenia pierwszy?

- O, klaszcza tam z dolu. Chyba podoba im sie nasz pomysl. O zobacz, swieca do nas reflektorkiem - czuje sie jak na scenie.

"Dobry wieczor Panstwu. W dzisiejszym programie 'Jak oni Przegryzaja' zobaczymy dwoch wspanialych uczestnikow - Alberta i Apunka, którzy w fantastyczny sposób dostana sie do zasunietej na zamek blyskawiczny kosmetyczki w kolorze niebieskim i w fenomenalnym stylu poszatkuja kabelek od sluchawek do MP3 po czym wytaskaja lekarstwa na nadkwasote zoladka zjadajac po jednym na glowe. Nagroda za ten wyczyn będzie mozliwosc przegryzienia spiwora mieszkancow pokoju, jeżeli po naszym programie nie wyniasa sie z zamieszkiwanego domku. Wszystko to podczas szalonej nocy w naszym programie, do którego wrocimy zaraz po reklamach. Wysylajcie sms już teraz...



Ranek zastal nas tak jak przewidywal scenariusz. Rozsunieta kosmetyczka, sluchawki w czterech czesciach, lekarstwa nadgryzione, pudelka po popkornie oraz oproznione puszki po napojach chlodzacych rzucone przez widownie...



Pocieszeniem jest to, ze nie dobraly sie do aparatow i telefonow komorkowych.



Dzungla, ktora wlasciwie graniczy z plaza jest skarbnica zwierzat wszelakich, ktore czasem podchodza do plazy, czy to z ciekawosci czy z to z glodu, tak czy owak widac niekiedy gekona czy innego wielkiego jaszczura, myszki lub malpy w postaci makakow. Malpy, tu mamy pewnosc, przychodza tu z glodu i lakomstwa bo kiedykolwiek mielismy z nimi przyjemnosc zawsze reagowaly poruszeniem na dzwiek wyciaganej plecaka torebki foliowej, co moglo sugerowac chec podzielenia sie czyms smacznym z ich rodzina.


Nie sa niebezpieczne, choc zeby maja ostre i dlugie. I lepiej nie podchodzic do nich zbyt blisko, mimo tego, ze przyzwyczajone sa do widoku czlowieka nie ufalbym temu zbyt mocno.

4 komentarze:

  1. Zdjecia wkleimy za dwa dni, jak bedziemy mieli dobry dostep do Internetu. Pozdrawiamy wszystkich.

    OdpowiedzUsuń
  2. Sledzilam Wasza podroz w roku ubieglym i bylam zachwycona relacjami z niej.Podobnie teraz.To co robicie jst bardzo cenne szczegolnie dla tych,ktorzy polkneli bakcyla ciekoawosci Swiata. Twoje opisy sa tym cenniejsze ,bo nie robisz tego dla forsy.Przekazyjesz swoje spostrzezenia,odczucia a ci ktorzy sa zainteresowani sami niech wyciagaja wnioski.Uwielbiam takich podroznikow na wlasna reke.Trzymajcie sie.BABCIUSZEK.

    OdpowiedzUsuń
  3. Dzień doberek Kochani!!!;)
    Zdjęć nie dużo, ale śliczne- a te azjatyckie dzieciaki są po prostu przefotogeniczne!!!!
    A Beatka, nie garbiłabyś się!!!
    Cmoki od zmęczonej korpo;*

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak to dobrze znów Was usłyszeć..Chyba jesteście odważni!Pozdrawiamy ,buziaki!rodzinka

    OdpowiedzUsuń