niedziela, 22 listopada 2009

Podroz na Ko phi phi

22.11.2009


Pokonywanie dlugich odleglosci w Tajlandii nie jest trudne, co prawda zajmuje duzo czasu, ale poniewaz wszystko nastawione jest tu na turystow, także i ta dziedzina preznie sie rozwinela przez ostatnie kilka lat. Przejechanie z Kambodzy na poludnie Tajlandii zajelo nam rzeczywiscie ponad dobe w tym jedna noc spedzilismy w autobusie, dokonalismy dwoch przesiadek na tzw zyletke i na miejscu, czyli na wyspie Ko Phi Phi byliśmy około 16.00 nastepnego dnia. Zdecydowalismy sie na transport autobusowy, ale mialo to podloze czysto ekonomiczne i czasowe. Wbrew pozorom pociagi nie sa tu szybsze, jedynie wygodniejsze, bo można w nich spac w pozycji 100% horyzontanalnej. Autobusy za to dowoza do miejsc przerzutowych i nie trzeba sie martwic braniem taksowki, bo zawsze w takim miejscu znajdzie sie ktos, kto chce sprzedac bilet w dalsza trase, albo z tego samego miejsca albo dowozac do niego wlasnym transportem. Z autobusu przesiedlismy sie na prom w miejscowosci Krabi, prom którym wszyscy turysci przedostaja sie na wyspy. Niestety coraz wiecej turystow chce zwiedzac te plaze, ktore sa najmniej zaludnione co oczywiście przeczy samo sobie.



Ko Phi Phi ulokowana jest na poludniowo-zachodnim wybrzerzu i oblewaja ja blekitno-lazurowe wody Oceanu Indyjskiego. Kilka lat temu, kiedy prym w tym rejonie wiodl Phuket wyspa była mala zaludniona formacja morska o bajecznie zielonej dzungli wypelniajacej przestrzen pomiedzy piaskiem przypominajacym kolorem biale zloto nierodowane, a zycie tetnioce na niej było pochodzenia naturalnego, zwierzecego i nie zmodyfikowanego turystycznie.

Dzis wyspa ta jakby koroduje od zewnatrz pokrywaja sie patyna drogich resortow i basenow wmontowanych w ocean, rdza turystow powoli pozera jej naturalnosc i niezwyczajnosc a zachodzace procesy powoduja, ze coraz mniej prawdziwych, szukajacych wrazen podroznikow, wybiera wlasnie Phi Phi. Port jest bazarem ofert spania, wycieczek, nurkowania i jedzenia. Nie można sie przecisnac przez tlum lokalnych przedstawicieli roznych malych i wiekszych firm, którzy mysla, ze wszyscy przyjechali tylko po to, by w jedna godzine kupic bilet na wodna taksowke, Playa de Maya, snorklowanie oraz pokoj za 5000 i 7000 bathow. Przypomina to roj much, ktore zwiedzialy sie o nowej padlinie.

Kiedy nasze stopy dotknely gruntu w tymze porcie byliśmy taka wlasnie padlina, na ktora polecialy wszystkie insekty stojace na pomoscie laczacym brzeg z promem. Przedostalismy sie machajac rekoma i napierajac do przodu, żeby dojsc do mniej ludnego miejsca, co jednak możliwe nie jest, albowiem w tym miescie, a szczególnie w porcie, takie miejsce nie istnieje. Tlum ludzi jest potezny i pojawia sie falami. Od rana wiekszosc uczestnikow tlumu to lokalesi, namawiajacy turystow na wspomniane już wczesniej atrakcje, potem pojawiaja sie sami turysci, zmeczeni imprezowaniem w nocy poprzedzajacej opisywany poranek i szukaja miejsca na godne sniadanie. Około poludnia przyplywa najwiecej padliny, wiec muchy kreca sie obok portu wypatrujac ofiar. Do popludnia duza czesc turystow lezy na plazy i opala swoje wdzieki po czym rusza wieczorem na liczne imprezy zlokalizowane w calym miescie. Duzo Anglikow, Amerykanow i Niemcow. Imprezy dzikie, dyskotekowe i przepelnione alkoholem. Raczej Ibiza niż prawdziwy back-back. Dlatego zdecydowalismy sie znalezc w miescie nocleg na jedna tylko noc, a potem uderzyc lodzia w poszukiwaniu ostatniego przyladka prawdziwosci tej wyspy, wiedzac ze Rantee Beach może spelnic nasze oczekiwania.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz