piątek, 11 grudnia 2009

Powrot do domu

Ostatni dzien spedzilismy wlasnie tak jak powinno sie zegnac z miastem. Poplynelismy lodzia do China Town na drobne zakupy, na negocjacje w jezyku migowym, na wyciskany sok ze slodkich pomaranczy za 25 Bathow za pol litra (okolo 2,2 zl) i sajgonki smazone w woku na ulicy. Miasto zegnalo sie z nami swoim codziennym zyciem dziekujac slonecznym niebem, ktore nie szczedzilo ciepla.
- To będa nasze ostatnie cieple promienie tej jesieni - pomyslalem pakujac finalnie plecak, ktory nagle stal sie ciezki od dodakowych rzeczy, ktore w nim wyladowaly. Beti usmiechnela sie do mnie wkladajac do swojego bagazu niebieskie, szerokie spodnie kupione ostatniego dnia na ulicy przy Kao San i pocalowala mnie delikatnie w policzek. Moja 3 miesieczna zona wygladala tego dnia znakomicie. Jej opalenizna podkreslala zielony kolor oczu i nadawala skorze zdrowego, soczystego wygladu. Pomyslalem ze zawozimy cale to slonce, jakie udalo nam sie nalapac w Tajlandii w Jej opaleniznie, bo moja jest bardzo blada i wlasciwie wygladam, jakbym ostatnie 3 tygodnie spedzil w spiworze. Pomoglem jej zalozyc plecak i ruszylismy do autobusu, ktory zawiezie nas w droge powrotna do domu - na lotnisko.

1 komentarz:

  1. Brawo, brawo, brawo!!! Wprost wybornie napisane. Byłam tam przez chwilę!

    OdpowiedzUsuń