poniedziałek, 7 grudnia 2009

Znow Bangkok

Mikolaja w Tajlandii szukac trudno. Po pierwsze Rudolf i jego kompania to renifery, a zwierzeta te sa chlodnolube i taka Tajlandia to moglaby dla nich skonczyc sie przegrzaniem i seria zatarc. Po drugie 95% ludnosci to buddysci, a nie jestem pewien, czy Ci maja jakichkolwiek swietych - watpie - szczerze mowiac. I jeszcze gdyby Swiety mikolaj miał odwiedzic wszystkich buddystow, musialby zawinac także do Chin, a to w konsekwencji spodowowaloby, iż nie starczylo by prezentow dla nas. Zdecydowanie lepiej jest sie tam zaopatrywac niż rozdawac podarki.
Mimo to duch Swiat po trosze udzielil sie Tajom, ale to zapewne bardziej za sprawa tego, ze można w tym czasie zrobic lepszy biznes, a nie dlatego iz lubia ten czas. Sklepy sa umajone przywieszkami z napisami 'Marry Christmas', w centrach handlowych stoja choinki w kolorze czerwonym lub bialym i swieca feria kolorowych lampek ledowych. W dniu 1.01 dla Tajow nastanie nowy, szczesliwy rok 2553 i będzie to 81 rok zycia ich krola, ktory piatego grudnia obchodzi urodziny. W tym roku obchodzil 80-te i mielismy wrazenie, ze miasto opanowala goraczka porownywalna z wjazdem Pilsudskiego do Warszawy w latach 20tych albo hipotetycznym zwyciestwem reprezentacji Polski w euro 2012.




Cale miasto zakorkowalo sie już przedzien urodzin, wiekszosc placow zajeta była przez oltarzyki z wizerunkiem krola, duze drogi przerobiono na pasaze dla ludzi, którzy spiewali piosenki, palili swieczki i robili sobie zdjecia z wizerunkiem krola Ramy IX.




W dniu piatego grudnia kraj zyl wlasciwie tylko urodzinami, ulice oswietlone zostaly tysiacem swiatelek, portrety krola w roznych okolicznosciach porozwieszane na wszystkich możliwych scianach i podestach swiadczyly o waznosci tego swieta dla narodu tajskiego. O godzinie 20:00 caly kraj stanal na bacznosc i odspiewal hymn narodowy oraz kilka dziwnych piosenek, zapewne o krolu (to nasze domysly niepoparte żadna wiedza fachowa oprocz obserwacji tlumu). Przekupki na bazarze przestaly na chwil kilka handlowac podrobionymi towarami z kraju znad Zoltej Rzeki, piekarze przestali piec chleb, rolnicy przestali zbierac ryz, artystki z Pat-Pong przestaly strzelac pileczkami ping-pongowymi, a wszystkim tranzwestytom prawdziwa lza zakrecila sie w oku. Narod zjednoczony w niezaklamanej milosci do krola zapalil swieczki i sluchajac dzwiekow z telewizora wtorowal zaciagajac jak kto umial.




"Krol jest wielki, krol jest strasznie fajny, krol jest dla nas bardzo dobry, niech zyje krol. Bo krol jest dobry, krol jest wielki i niech zyje sto lat a nawet wiecej..." smialo slowa ich piosenek mogly by brzmiec wlasnie tak, a przynajmniej na to wskazywala mowa ich ciala. Sprobujcie teraz wyobrazic sobie to wszystko w Polsce...


 


Paraliz miasta niekomu nie przeszkadzal, nikogo nie interesowalo, ze dnia nastepnego setki ton smieci trzeba będzie zebrac z ulic - wszyscy swietowali zrzeszeni pod jednym szyldem. Socjologowie mogliby napisac na ten ten temat doktorat zapewne, a my tylko obserwowalismy i dziwowalismy sie krecac glowa w niedowierzaniu.



 


Wymyslilismy tez pewna gre miejska, którego to rodzaju zabawy staja sie coraz bardziej popularne w rozwijajacych sie miastach i wzbogacaja, jak nazywaja to miejscy artysci off-owi, municypalna przestrzen. Gra jest bardzo prosta i polega na zbieraniu punktow za wykonane czynnosci podczas pobytu w Tajlandii. Można zebrac do 100 punktow, nie ma punktow ujemnych, jeżeli zlapie cie jakikolwiek przedstawiciel wladz, tracisz wszystkie punkty, idziesz do wiezienia i czekasz dwie kolejki. I teraz punktacja:
- Wejscie do swiatyni buddyjskiej w butach - 10 pkt, wejscie tamze w butach i w shortach - 20pkt (x 4 jeżeli uda sie wejsc tylko w kapielowkach)
- skierowanie nog w strone buddy - 10 punktow.
- Dotkniecie mnicha w srodkach transportu publicznego przez kobiete 10 pkt (jezeli kobieta ma akurat swoje dni i dotykajac mnicha powie mu o tym x 2, jeżeli dotknie jego glowy x 3, uderzenie z impetem w szyje od tylu tzw karczycho - punkty x 4)
- Nazwanie krola, w obecnosci conajmniej 10 Tajow 'starym dziadem' w ich ojczystym jezyku - 25 punktow. (x 4 jeżeli uda sie wedrzec przed kamere podczas relacji na zywo w telewizji publicznej)

Polecamy dokladna lekture lokalnego prawa, żeby mieć calkowita swiadomosc, jakie konsekwencje będzie trzeba poniesc przy kazdym z punktow.

Zwiedzajac Bangkok ma sie wrazenie, ze miasto to jest dwuwarstwowe, iż ktos nie chcial wyburzyc tego co wyroslo na powierzhni i dobudowal nowa, lepsza warstwe. Z poziomu Sky Train widac wiec wysokie budynki ze znajomymi Logo w postaci iluminacji na ich dachach, widac szklo i metal jako glowna zabudowe miejska, widac autostrade i widac reklamy dla ludzi z warstwy +1. Ale kiedy spojrzy sie w dol, kiedy opusci sie glowe o kilka stopni, wiadomo od razu, ze to miasto ma swoja historie i ze nie jest ona spojna z tym na co patrzymy spogladajac do gory. Poziom 0 jest charakterystyczny dla wielkich miast, ktore kiedys były biedne, ale pod wplywem rozwoju technologicznego postanowily odnowic swój wizerunek. A wiec slumsy, brudne ulice i korki tworzace sie z setek tysiecy tuk-tukow (riksze z silnikiem), biedacy zebrzacy o jalmuzna, stragany z jedzeniem, koszulkami i wszelkiej masci roznosciami, pomyje wylewane do studzienki sciekowej i dzieciaki bawiace sie nieopodal. Taka warstwowosc to oczywiście najlatwiejszy sposób na rozwiazanie problemu poziomu 0 przez nie niszczenie go budowa poziomu +1, gdyz jak widac koegzystuja one w tej metropoli już od dobrych kilkunastu lat i prosperuja znakomicie. Autostrada i tory Skytrain wyznaczaja granice poziomow na tyle dokladnie, ze nawet garaze w budynkach biurowych nie sa podziemne, tylko zaczynaja sie od poziomu ulicy i koncza tam, gdzie warstwe zamykaja 'lepsze metody transportu'.

Poza ten poziom siegaja także wielkie centra handlowe, których w Bangkoku jest conajmniej osiem i jakoscia nie odbiegaja one od standardow zachodnioeuropejskich czy amerykanskich. 7 pieter dla MBK (najtanszego centrum w Bangkoku) to nie jest problem, wszystko jest klimatyzowane i utrzymane w czystosci, restauracje wydaja sie być schludne, kina maja kilkanascie wielkich sal, a parkingi osigaja pojemnosc kilku tysiecy samochodow. Widac ewidentnie, ze miasto rozwinelo sie w ostatnich kilku latach i nie ma sie czego wstydzic, jeżeli chodzi o nowoczesne budowle. Wystarczyc rzucic okiem na apartamenowce nad brzegiem rzeki, żeby dojsc do wniosku, ze mieszka tam wyzsza klasa ludnosci stolicy kraju. Warstwa ktora pewnie mentalnie nie schodzi ponizej poziomu +1. Choc patrzac na usposobienie Tajow i ich podejscie do zycia nie wydaje mi sie, żeby roznice pomiedzy warstwami spolecznymi były az tak duze, jak jest to np. w Indiach, gdzie z niedotykalnymi, nomen omen, nie wolno mieć nawet najmniejszego kontaktu fizycznego.

Bangkok, jako ze mieszka w nim prawie 8 milionow osob, jest miejscem ktore ciezko jest poznac w kilka dni. Można jednak wybrac sobie kilka ciekawych punktow i powoli chlonac urok (co by nie mowic to miasto ma swój niepowtarzalny urok) badajac smaki, zapachy i obrazy tego miasta na zasypanej rzece. Miasta, ktorego chinatown jest podobno najbardziej chinska z chinskich dzielnic na calym swiecie i gdzie prawdopodobnie jest najwiecej tranzwestytow widocznych codziennie na ulicy (co wiecej - sa tak zrobieni, ze niejedna normalna Tajka chcialaby wygladac jak oni/one).


Dlatego bedac w Tajlandii, warto zobaczyc jej stolice nie tylko od strony Kao San Road, czy swiatyni Wat Pro ale także zgubic sie wsrod chinskich uliczek, przeplynac rzeke regularnym trawajem wodnym, zjesc niewiadomego pochodzenia danie na ulicy gdzies obok dworca Hualamphong i dac sie poniesc rytmowi zycia miasta. Miejsce to odplaca sie emocjami, ktore pozostaja w nas na zawsze. Niby zawsze to samo, ale każdy odkrywa je sam dla siebie. Same, same but different.



 

 

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz