piątek, 13 listopada 2009

13.11.2009
Kazdy ma taki swoj sygnal w komorce, ktory doprowadza go do bialej goraczki, kiedy rozlega sie o niemozebnej godzinie porannej zwiastujac wstawanie, szykowanie sie i wyjscie do pracy. Jestesmy jak psy pawlowa, reagujemy nerwowo na jeden okreslony dzwiek. Nie slinimy sie co prawda, ale mechanizm tego zjawiska jest dokladnie ten sam. Dla nas tym dzwiekiem jest niewinna melodyjka w moim telefonie i dzis rano o godzinie 7:30 rozpoczl sie proces budzenia, ktory, z gory uprzedzam, skonczyl sie dla budzika fatalna porazka. Nacisnawszy 5 razy drzemke doszedlem do wniosku, ze sa wakacje nalezy nam sie dluzsze spanie i ze jeszcze chwilke polezymy. Chwilka trwala do godziny 11:30 ( czyli dla naszych organizmow do 5:30 rano) i szczerze mowiac wstajac caly czas chcialo nam sie spac. Jednak plan tego miaณ byl wypelniony dwiema wycieczkami, a lenistwo i trudy podrozy chcialy nam ten plan zniweczyc. Noc byla bardzo goraca, szczegolnie ze trafilismy na pokoj bez klimy, za to z oknem na dyskoteke. Nie moglismy nieotworzyc okna, bo ugotowali bysmy sie, dzieki czemu poznalismy wszystkie hity tego lata, a wlasciwie juz jesieni. Pierwszym naszym punktem programu byl palac Wat pho a potem posag lezacego buddy. Sa to tak turystyczne miejsca, ze palca nie bylo gdzue wetknac i nie be๊dziemy sie zbytnio o nich rozpisywac, bo wszyscy o nich pisza i sa tak piekne esencjonalne dla Tajlandii, ze nic nowego bysmy nie wymyslili. Po drodze do tych budowli, zgodnie z tym co przeczytalismy w Lonely Planet, spotkalo nas kilku naganiaczy, ktorzy chcieli za wszelka cene  odwiesc nasod pomyslu pojscia do palacu (uzywali takich argumentow jak - modla sie mnisi, bo krol jest chory, nie wolno wchodzic; jest juz za pozno, trzeba isc gdzies indziej) i chcieli takze nas odwiezc  tam gdzie jest to " gdzies indziej".


Na szczescie wiedza co nieco o sposobach, jakich czepiaja sie naganiacze dotarlismy spokojnie do palacu a potem do innego kompleksu z lezacym budda. W tym drugim zabytku bylo o wiele mniej ludzi, panowal wzgledny spokoj a budda o dlugosci 47 metrow rzeczywiscie robil wrazenie. Podobno ten posag pokazuje go w momencie, gdy osiaga nirwane. Miina nato wskazuje, wiec przy wejsciu chcialem zapytac co lykal budda, zeby osiagnac to co jest zilustrowane swiatyni.



Po tych duchowych przezyciach przejechalismy do Chinatown ( Riksza za 80 batow) gdzie chcielismy sie zgubic w malych chinskich uliczkach. Udalo nam sie to doskonale i musimy zgodzic sie z tym co pisza inni o tej dzielnicy - jest taka jak sobie wybrazalismy chiny. Zatloczona, lekko nieswieza, przepelniona wszystkim o rikszy przez wozek z jedzeniem az po worek ze smieciami. Masa samochodow, ludzi idacy drobyni kroczkami,malo bialych duzo zoltych. Czulismy sie troche wyalienowani, ale byliœmy glodni a dobre jedzenie zawsze gromadzi dobrych ludzi wiec ฟeby sie troche zasymilowac z ludnoscia tubylczazaczelismy szukac baru dla lokalesow.



PIerwszych kilka albo byณo nastawionych na obcokrajowcow ( ceny wyzsze niฟ sie spodziewalismy) albo o takim poziomie higieny, ze gdyby istnial w Tajlandii sanepid, to nie tylko zamknalby je od reki, ale takฟe wydalby zakaz dzialalnosci gastronomicznej do czwartego pokolenia wlacznie.



Znalezlismy natomiast miejsce, gdzie stolowalo sie wielu chinczykow z szybka rotacja, co zawsze gwarantuje swieze potrawy. No prawie zawsze. Tu akurat bylo swiezo i na glebokim tluszczu, a to z doswiadczenia  wychodzi na dobre ( moฟe troche obciaza watrobe, albo pozostawia w spokoju odbyt). Na poczatek zamowilismy po 2 sajgonki z krewetka (po 60 groszy) a jak sie okazalo, ze to wysmienite danie schrupalismy na pniu, zamowilismy jeszcze kilka i danie, ktore wypatrzylismy u kogos na stole. Chyba pierwszy raz w zyciu udalo mi sie otrzymac cos, czego wiekszosc skladnikow pozostawala dla mnie tajemnica. Ryz byณ latwy odgadniecia i makaron sojowy, ale reszta... Grunt ze chrupalo ibylo smaczne. Chinczycy siedzacy na okoณo nas kiwali do nas glowami i usmiechali sie do nas patrzac jak jemy ich ulubione potrawy raz po raz zachecajac do dolania sobie zielonej herbaty z duzego dzbanka, jaki stal na stole.


Pelna intergacja, choc ฟadne z nas nie mowilo ani slowa w jezyku, ktory bylby zrozumialy dla drugiej strony. Za te uczte wyszlo nam 6 zl z kawalkiem i calu uradowani wrocililismy do naszej kryjowki na Khaosan road. Wieczorem Beti zaproponowala, zebysmy pojechali do dzielnicy czerwonych latarni, czyli na ulice Pathong, gdzie gniezdzi sie cale zlo Bangkoku. Mlode dziewczyny handlujace swoimi wdziekami, mlodzi chlopcy sprzedajacy swoje nieopierzone jeszcze atrybuty oraz cala chmara handlarzy plci roznej, dystrybuujaca podroby wszystkiego co sie rusza. Zegarki Tag Heuer, torebki burberry, portfele Luis Vitton i co tam sobie czlowiek wymarzy. Chodzac po tych ulicach widzielismy jak wszystko jest lepsza lub gorsza, ale podroba rzeczywistosci, jak panienki w kusych strojach mamia samotnych lub pijanych facetow obiecujac sztuczna przyjemnosc, wypelnienie wypranego z rzewistosci stanu odczuciowego za prawdziwe, a jakze, bathy tajskie. Blyskotka dla turystow, kt๓rzy mysla ze przezyja cos wyjatkowego, choc patrzac na niekt๓re z dziewczat wygladajacych zza zaslon barow, estetyki nie psuly, a wrecz przeciwnie. Mimo wszystko nie zdecydowalismy sie byๆ widzami PingPong show.

Wrocilismy do naszej norki, uprzednio odwiedzajac maly tajski barek, w kt๓rym zjedlismy ryz z kurczakiem na ostro ( do popicia wyciskany sok z mandarynek - jeฟeli ktos mowi ze magazynowanie energi slonecznej jest nieefektywne - zapraszam na szklaneczke slodkiego jak miod i pachnacego sloncem soku zdojrzewajacych w naturalnym cieple mandarynek) . Wyczuwalna nuta trawy cytrynowej dominowala znow nad innymi przyprawami, kurczak smakowal w tej kompozycji wysmienicie, mamy nadzieje, ze nie b๊dzie chcial za to refundacji w postaci dlugiej modlitwy do jednego z porcelanowych bogow jutro rano.

14.11.2009
Kurczak nie dal o sobie znac, wrecz przeciwnie. Fizjologia czlowieka jest nieprzejrzana do konca i jak zwykle podczas wiekszych zmian czasowych zachowuje sie tak, jak chce. A wlasciwie sie nie zachowuje.
Lepiej bylo ze wstawaniem  dzis, bo budzik poderwal nas w miare szybko i dosc sprawnie o godzinie 6:45 wyszlismy z pokoju, zeby zdazyc na autobus do najwiekszego plywajacego marektu wokol Bangkoku - Damnoensaduak. Prosze sobie wyobrazic Wenecje, wyrzucic wszystko co europejskie i ladne, zostawic kanaly, nabrzeza i lodzie (gondole tez prosze usunac z tej wizualizacji), teraz na kazda z lodzi wsadzic starsza pania, dac jej do srodka kuchnie polowa z konca wyposazowna w palnik gazowy i wielka patelnie i miseczki ze skladnikami do gotownia potraw, ktorych nazw jeszcze nie poznalismy. Druga grupa to paniena takich samych lodziach, ale sprzedajace owoce i warzywa, trzecia grupa to panie sprzedajace pamiatki, souveniry i inne zelastwo a czwarta, chyba najliczniejsza to lodki z turystami. No i wlasnie o te czwarta grupe, do ktorej sami niestety nalezelismy, rozbil sie calu urok wycieczki. Okazalo sie bowiem, ze targ ten o godzinie 9:00, czyli podczas naszego pobytu, zamienia sie w klebowisko turystow, kt๓rzy chca podejrzec po cichu zwyczaje panujace na oryginalnym targu warzyw i owocow.


Konia z rzedem temu, komu udalo sie zrobic zdjecie choc jednej oryginalnej lodzi z warzywami, tak ฟeby w kadr nie weszly 3 lub 4 inne lodzie wypelnione po brzegi ciekawskimi bialasami (takimi z reszta jak my). Caly urok ulatuje w momencie kiedy naturalne srodowisko jest zanieczyszczane lapczywa emocji ludnoscia naplywowa (nomen omen), ktora tak miesza sie z lokalnymi postaciami, ze nagle jest jej tyle samo lub wiecej i miejsce przestaje byๆ magiczne. Przynajmniej dla nas, bo dla tych pan na lodziach magiczne zapewnesa dochody po przejsciu tajfunu zakupowiczow z innej strefy platniczej, a biorac pod uwage poziom cen w Tajlandii, plywajace panie mogly miec duze przebitki na popularnych towarach i i tak znajda one swoich amatorow.




Temperatura poza Bangkokiem jest mniejsza, choc moze to nie kwestia temperatury tylko wilgotnosci. Tam po prostu jest wiecej przestrzeni, wiatr ma czas sie rozpedzici ma skad brac swieze powietrze, z wieksza iloscia tlenu. Takie przynajmniej mielismy wrazenie, choc slonce stalo w pozycji gotowosci bojowej.
Dzis wieczorem ruszamy do Chiang Mai i jutro rano be๊dziemy ponad 700 km na polnoc od Bangkoku. Tam jest podobno chlodniej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz