czwartek, 19 listopada 2009

Podroz do Kambodzy

19.11.09
Podrozowanie uczy wielu rzeczy. Uczy poznawania ludzi i otwartosci na ich innosc, uczy cierpliwosci i tolerancji wobec innych a także wobec tego co sie dzieje wokół, pokazuje innosc i uswiadamia, ze swiat sklada sie z patrykularnych wsi, gmin, miasteczek, miast powiatow i panstw, ktore tworzac caly swiat maja na niego gigantyczny wplyw - gdyz same go tworza. Po fizycznym dotknieciu kraju, w którym panuje brod i ubostwo, a jeżeli jeszcze kraj ten ma ponad miliard mieszkancow, informacja w wieczornych wiadomosciach i tym, ze isteja ludzie, którzy zyja za mniej niż dolara dziennie przestaje być tylko informacja. Nabiera ksztaltu i kolorow, bo sami widzielismy takie kraje.
Podroze pokazuje także gigantyczne roznice kulturowe, akby ewolucja wybrala sobie pewne regiony swiata, żeby eksperymentowac na zywych organizmach i w jednych pcha ludzi do elektronicznej przepasci kulturowe a w drugim pozostawia na poziomie przekazywania sobie legend i opowiesci metoda ustna z dziada na ojca, z ojca na syna.

Podroze ucza także rozwagi, bo gdzie sie nie znalezc to turysta jest latwym lupem dla zlodzieja, kombinatora i szubrawcy. Podrozowanie wyksztalca syndrym oczu dodokola glowy, wyrabia pewne nawyki, ktore w pewnym stopniu zapewniaja bezpieczenstwo. W pewnym stopniu, bo wszystkim podrozujacym zdarzylo sie zapewne być nabranym przez sprytnego lokalesa. To jest wliczone w koszt podrozowania.
To sa rzeczy, ktore poza oczywistymi aspektami podrozy ( widoki, jedzenie, muzyka, muzea, historia) staja sie czescia podrozujacego. Zostaja one w czlowieku i poszerzaja jego socjologicznego horyzonty.

Podrozowanie jest funkcja dwoch podstawowych zmiennych, których iloraz jest w zasadzie constans. To czas i pieniadz. Jak ma sie duzo czasu, można wybrac wolniejszy srodek transportu, ktory może nie jest tak wygodny, ale nie pochlania tak wiele srodkow platniczych.

W tych wolniejszych i tanszych srodkach przewaznie spotyka sie podobnych ludzi, usmiechniete opalone twarze, male, brudne plecaki i brak skonkretyzowanego planu w dluzszym okresie. Problemem w tanszych srodkach lokomocji jest spanie, bo przewaznie sa one ciasne, duszne i brudne. Po jakims czasie brud nie jest już wielka przeszkoda, za to ciasnota owszem. Nasze doswiadczenie potwierdza przyslowiowe "żeby tylko mieć gdzie glowe polozyc" bo okazuje sie, ze czlowiek jest w stanie na krotka mete spac w prawie dowolnej pozycji, byle tylko glowa lezala a nie musiala być unoszona przez kark o silach miesni. Jeżeli wezmiemy pod uwage fakt, ze glowa jest bardzo ciezkim elementem naszego ciala, a miesnie, ktore ja dzwigaja pracuja po 14-16 godzin dziennie, wyjasnienie tego zjawiska jest oczywiste.

W autokarze, którym przemieszczalismy sie z Chiang Mai do Bangkoku miesca nie bytlo zbyt wielei każdy musial w jakis sposób znalezc trick, jak zablokowac glowe w nieruchomej pozycji, o co ja oprzec i jak zrobic, żeby ta pozycja trwala jak najdluzej. Oczywiście wsparcie na reku jest rozwiazaniem dobrym, ale na jakas godzine. Potem reka dretwieje i budzimy sie w panice, ze ktos ja nam ukradl. Podobnie jest ze zle ulozonymi nogami. Sprobujcie kiedy po 12 godzinach podrozy ze zle ulozonymi nogami pojsc do toalety - gwarantuje ze pierwsze kilka metrow pokonacie na kolanach.

To wszystko jednak ma swój urok, a wiedza o tym wszyscy ci, którzy lubia petanie sie po dziwnych zakamarkach swiata.


Chiang Mai był za to bardzo urokliwym zakamarkiem. Wyjechalismy z tego miasta troche zalujac, ze arytmetyka czasu i pieniedzy zmusila na do jego opuszczenia, bo spokoj i atmosfera relaksu jakie tam panuja bardzo dobrze nam sie przyjely i udzielily w postaci beztroski i takiej prostej radosci zycia. Jeszcze przed wyjazdem wypozyczylismy skuter, którym dostalismy sie w gory okalajace z jednej strony to sympatyczne miasto.



W gorach znajduje sie bardzo piekna swiatynia buddyjska, ktora co prawda nie rozni sie znacznie swoim przepychem koloru zlotego i iloscia posagow Buddy od innych tego typu swiatyn, ale nie mniej jednak zachwycila nas kolejny raz tym co prezentowala. Czyli zlotem.


 


Po jej obejrzeniu wybralismy sie na dluga przejazdzka wypozyczonym weikulem po miescie i ogladalismy drobne uliczki, placyki, sklepiki i bazary nieskrepowani predkoscia spaceru ani natarczywoscia kierowcow taksowek czy tuk-tukow.



Skuter, czy motor z reszta był najbardziej popularnym ze srodkow transportu w tym miescie co było sluszne a i owszem bo jest tani, szybki, nie stoi w korkach, daje poczucie wolnosci ( taki przedsmak easy ridera) i niesieni ta mysla zakupilismy sobie wlasne kaski skuterowe, jako forpoczta skutera, którego będziemy szukac po powrocie do domu. Polknelismy bakcyla i bardzo dobrze, ze nie ma na niego zadnej szczepionki.






Dzis czeka nas droga do Siem Reap w Kambodzy droga o tyle uciazliwa, ze trzeba będzie dojechac do granicy, przesiasc sie w inny autobus, zaczac brac leki antymalaryczne i znalezc sobie spanie na jutro.
A jutro będziemy zwiedzac Ankhor Wat, bodobno jeden z najpiekniejszych kompleksow swiatynnych w Azji.



1 komentarz:

  1. czesc
    mam pytanie jak dokladnie nazywa sie miejscowosc gdzie byliscie na farmie sloni, moze cie odpowiedziec na maila:) meeg77@tlen.pl
    swietne zdjecia:)

    OdpowiedzUsuń